Prawie 30 mężczyzn z pierwszego transportu do KL Auschwitz straciło życie 3 maja 1945 roku w bombardowaniu przez aliantów niemieckich statków w Zatoce Lubeckiej. Pięć dni później III Rzesza skapitulowała.
14 czerwca 1940 r. Niemcy przywieźli do Oświęcimia pierwszy transport 728 polskich więźniów z Tarnowa. Datę tę przyjmuje się jako datę uruchomienia niemieckiego KL Auschwitz.
Niedługo później niemieccy okupanci wypędzili Polaków z ich domów. Byli to mieszkańcy Brzezinki, Harmęż, Pław, Boru, Rajska, Klucznikowic, Babic, Broszkowic oraz dzielnicy Oświęcimia – Zasole. Na miejscu ich dotychczasowych gospodarstw powstał niemiecki obóz zagłady Auschwitz wraz z zapleczem gospodarczym i przemysłowym.
Niespełna połowa osób z pierwszego transportu przeżyła obóz i wojnę. Około 70 zostało zwolnionych, około 30 uciekło. Los ponad 100 pozostaje nieznany. Lista z danymi jest cały czas uzupełniana. Wciąż pojawiają się nowe informacje, które są weryfikowane.
W tę tragiczną historię trudno uwierzyć, ale wydarzyła się naprawdę. Prawie 30 mężczyzn, których jako pierwszych przywieźli Niemcy do Auschwitz, przeżyło piekło tego obozu i przeżyło KL Neuengamme w Hamburgu, gdzie zostali przeniesieni.
Wraz z tysiącami innych więźniów zostali pod koniec kwietnia 1945 roku umieszczeni przez Niemców na statkach, które znajdowały się w Zatoce Lubeckiej. Znaleźli się wśród ponad 6 tysięcy ofiar bombardowania tych jednostek przez brytyjskie lotnictwo 3 maja 1945 roku. Alianci zrzucając bomby byli przekonani, że na statkach znajduje się niemieckie wojsko.
Jednym z najmłodszych z pierwszego transportu do Auschwitz, którzy zginęli w Zatoce Lubeckiej był Waldemar Rowiński. W dniu śmierci miał niespełna 22 lata. Jeden z najstarszych – Maciej Suwada – skończył 43 lata.
Losy Władysława Jaskold-Gabszewicza były jeszcze bardziej skomplikowane. Przywieziony przez Niemców do KL Auschwitz 14 czerwca 1940 roku, 23 kwietnia 1942 roku został zwolniony z obozu. Do chwili obecnej badania źródłowe nie wyjaśniły, w jakich okolicznościach trafił do KL Neuengamme. Był również jedną z ofiar na zbombardowanych statkach.
W zbiorach Arolsen Archives (https://arolsen-archives.org/pl/) znajduje się około 2800 przedmiotów osobistych należących do więźniów obozów koncentracyjnych. Wiele z nich należało do polskich więźniów, którzy stracili życie podczas bombardowania statków 3 maja 1945 roku.
Na liście więźniów z pierwszego transportu do Auschwitz przygotowanej przez Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau przy 26 osobach znajduje się adnotacja o śmierci w Zatoce Lubeckiej. Są to (w nawiasie obozowe numery):
Mieczysław Popkiewicz (36)
Tadeusz Sieprawski (58)
Ludwik Grąz (82)
Mieczysław Ciapała (98)
Edward Drzał (129)
Antoni Grossman (131)
Stanisław Barański (132)
Jan Grębocki (136)
Adam Nahurski (186)
Stanisław Sowiński (266)
Władysław Jaskold-Gabszewicz (309)
Tadeusz Wojciechowski (319)
Wacław Szarek (336)
Jan Snieżek (352)
Emil Barański (377)
Franciszek Jasiewicz (411)
Antoni Gąska (461)
Marian Wyskiel (463)
Mieczysław Bieda (488)
Waldemar Rowiński (621)
Zdzisław Drzał (628)
Tomasz Cisowski (656)
Mirosław (lub Mikołaj) Mitula (659)
Maciej Suwada (674)
Władysław Cieślikowski (683)
Piotr Koziejko (742)
Fot. Auschwitz.org
3 maja 1945 roku samoloty alianckie zbombardowały niemieckie statki znajdujące się w Zatoce Lubeckiej. Sprzymierzeni obawiali się, że posłużą one do ewakuacji wojsk hitlerowskich. Tymczasem na okrętach znajdowali się więźniowie obozów koncentracyjnych. Niemal w ostatnich godzinach II wojny światowej zginęły tysiące z nich. Wśród ofiar byli również więźniowie z pierwszego transportu Polaków do KL Auschwitz, przywiezieni 14 czerwca 1940 r.
2 maja alianci nadali otwartym tekstem skierowany do wroga komunikat: „Wzywamy wszystkie jednostki morskie pływające pod banderą III Rzeszy do natychmiastowego zawinięcia do portu. Wszystkie statki niemieckie spotkane na morzu po godz. 14.00 dnia 3 maja zostaną zbombardowane”. Jeszcze rano tego samego dnia na Lubekę ruszyły alianckie siły pancerne. Od portu dzieliło je zaledwie kilkadziesiąt kilometrów.
Popołudniu 3 maja nad zatoką pojawiły się samoloty RAF. W momencie, gdy szykowały się do ataku, dowództwo alianckie miało zostać poinformowane, że na statkach „Cap Arcona” i „Thielbecj” znajdują się tysiące więźniów. Na odwrót było jednak za późno. W „Deutschland” trafiły 32 rakiety, głównie w nadbudówki. Dwie godziny później celem kolejnego ataku stały się Cap Arcona” i „Thielbeck”.
„Thielbeck” na którym znajdowało się 2,3 tysiąca więźniów dostał rakietą poniżej linii wodnej, szybko zaczął nabierać wody. Setki więźniów ginęły uwięzione w kajutach, inni w zimnej wodzie. Z tego statku ocalało zaledwie 50 więźniów. Co najmniej dwie rakiety trafiły w „Cap Arconę”, powodując wyrwę w kadłubie. Kolejny nalot miał miejsce przed godziną 16.00. Z samolotów strzelano jeszcze do znajdujących się w wodzie ludzi. Piloci nie mieli prawdopodobnie pojęcia kogo zaatakowali. Około 16.15 na dnie osiadł „Cap Arcona” grzebiąc wraz z sobą pod wodą 5 tysięcy więźniów.
Więźniowie, którym udało się wydostać z kajut starali się wpław lub trzymając najprzeróżniejszych przedmiotów dotrzeć na brzegu. Niewielu z tych, którym się to udało, przeżyli. Na brzegu czekali bowiem rozwścieczeni członkowie SS i kadeci ze szkoły okrętów podwodnych. Z premedytacją strzelali do wychodzących z wody, innych zbierali w grupy i rozstrzeliwali pod pobliskimi budynkami. W obławie uczestniczyli cywilni mieszkańcy Neustadt.
Gdy tonęły statki, zaś na brzegu trwała rzeź ocalonych, do miasta wkraczały pierwsze jednostki alianckie, wśród nich elitarna 30 Jednostka Szturmowa komandora Iana Fleminga, który później zasłynie jako autor serii opowieści o przygodach Jamesa Bonda. Rozpoczęła się kolejna rzeź, tym razem niedawnych oprawców. Żołnierze nie mieli litości dla zaskoczonych jeszcze w czasie mordowania więźniów Niemców. Gdy z kolei ocaleni zaczęli brać odwet na niemieckich wojskowych i cywilach, alianccy żołnierze nie oponowali. Wody Zatoki Lubeckiej były czerwone od krwi obu stron konfliktu. Około 18.30 do akcji ruszyły alianckie łodzie ratunkowe, wyciągając z wody kilkuset jeszcze żywych. Liczba ofiar tego tragicznego dnia wciąż pozostaje nieznana. Mówi się od pięciu do nawet 10 tysięcy ofiar.
W masakrze w Zatoce Lubeckiej zginęli bracia Barańscy. Emil (nr. obozowy 377) i Stanisław (nr. 132) Barańscy pochodzili z podrzeszowskiego Dynowa. Obydwaj byli bardzo mocno zaangażowani w samopomoc więźniarską, dzięki swej pracy mieli duże możliwości pomagania współtowarzyszom niedoli. Zwłaszcza Stanisław Barański aktywnie uczestniczył w działalności konspiracyjnego Związku Organizacji Wojskowej, był jednym z najbardziej zaufanych współpracowników twórcy obozowego podziemia Witolda Pileckiego.
Brat Emila i Stanisława Barańskich – Witalis Barański w latach 1997-2001 był Prezesem Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem – Pamięć o Auschwitz-Birkenau.